Diabla Góra-wiosenny spacer.
Kolejny dzień z piękną wiosenną pogodą, więc wymyślamy kolejny spacer. Rodzinny.
Dziś jedziemy na Diablą Górę w Bukownie.
We wtorek pojechałem w dąbrowskie buczyny i okazało się to strzałem w dziesiątkę, więc tym bardziej ciekawi nas jak się Diabla zaprezentuje wiosną.
Nagle słyszymy śpiew jakiegoś ptaszora, a potem widzę jak przelatuje i siada na konarze. Po chwili słychać charakterystyczny odgłos i już wiemy co to! To dzięcioł czarny! Oczywiście, jaki to dopiero w domu rozkminiamy. Tu odgłos jego śpiewu.
A na tym zdjęciu on jest, choć go nie widać ;), siedzi i stuka w konar, który wychodzi za drugiego drzewa z lewej, z tych pięciu w pierwszym rzędzie.
Moje żona znajduje nóż, który zabieramy ze sobą. No i na szczyt mamy już naprawdę blisko!
Na koniec wyjście koło wiaty. Widać, że był zakaz...
Dziś jedziemy na Diablą Górę w Bukownie.
Byliśmy tu już jesienią. Parę lat temu. Było cudownie:
Początek...prawie, że jesienny, leżą liście na ziemi, dopiero dalej od drogi się zielenią liście:
Tu początek ścieżki w las.
A tu już początek podejścia na górę.
Poprzednim razem moje dziewczyny obeszły górę, ja zaś na nią wlazłem i potem do nich dołączyłem. Dziś wszyscy się wspinamy i podziwiamy wiosenne oznaki. Ptaki koło nas latają, ćwierkają, śpiewają. Pięknie! Wśród liści i traw nieśmiało pierwsze kwiaty się pokazują.Nagle słyszymy śpiew jakiegoś ptaszora, a potem widzę jak przelatuje i siada na konarze. Po chwili słychać charakterystyczny odgłos i już wiemy co to! To dzięcioł czarny! Oczywiście, jaki to dopiero w domu rozkminiamy. Tu odgłos jego śpiewu.
A na tym zdjęciu on jest, choć go nie widać ;), siedzi i stuka w konar, który wychodzi za drugiego drzewa z lewej, z tych pięciu w pierwszym rzędzie.
Moje żona znajduje nóż, który zabieramy ze sobą. No i na szczyt mamy już naprawdę blisko!
Już widać kopułę szczytową. Za drzewem.
Zdobywamy szczyt! Rok temu pierwszy to górka Środulka, tym razem bardziej dziki. Dobrze to rokuje na dalszy czas (choć w sumie w planach była rundka po schroniskach, a jak wiadomo taki czas, że plany zeszły na dalszy plan...).
Na szczycie!
Zjadamy i popijamy podwieczorek i schodzimy do jaskini. O kurka, zapomnieliśmy czołówki...
Oczywiście najbardziej interesuje to córę ;)
Wejście do jaskini.
Tędy schodziliśmy.
Obok jaskini stoi konar drzewa z wielką dziuplą. Oglądamy i ruszamy w dół, to znaczy trawersujemy kopułę szczytową. Mijamy skały, które się odsłaniają i na widok stromego stoku...postanawiamy zawrócić. Zejście w śliskich butach sportowych to igranie o zjazd na czterech literach.
Wbrew temu jest tu kilkanaście metrów do pokonania, po naprawdę stromym stoku. A że jest mega sucho, to ziemia się osypuje pod butami...
Więc wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Niby króciutki spacer, a z półtorej godziny nam to zajęło.
Na koniec wyjście koło wiaty. Widać, że był zakaz...
Komentarze
Prześlij komentarz